niedziela, 1 lutego 2015

Hello,
juz jestem w Londynie.

Pierwszy angielski absurd już w łazience na lotnisku: dwa krany (do zimnej i do cieplej wody).
Pierwsze zderzenie z szarą rzeczywistością na stacji metra. Oystercard na tydzień (fakt, że obejmuje wszystkie środki komunikacji miejskiej) to koszt blisko 43£. W przeliczeniu na złotówki....o zgrozo- ponad 900 zł miesięcznie. Pierwsza myśl- szukam chaty z dogodnym dojazdem autobusem, jednak trochę taniej:) We'll see.

Prawdziwe English Breakfast serwowane
w przeangielskim hoteliku A to B na Ealing. 
Kilka dni spędziłam na prawie polskim Ealing. Zatrzymałam się w angielskim hoteliku AtoB na Ealing common. Bardzo blisko Serca dzielnicy– Ealing Broadway.
Już w metrze, spotkałam parę Polaków (na oko ok. 50tki). Sympatyczna Pani spojrzała wymownie na moje walizki i zapytała: z wakacji czy na wakacje?

I już serce mi urosło. Jednak jest nas tu mnóstwo.

Potem obowiązkowe zwiedzanie z plecakiem i przewodnikiem w ręku (oczywiście, że pozdrowiłam Big Bena)

Teraz na kilka dni zatrzymałam się u znajomych na Tooting (wiem, wiem trochę mnie rzuca). W czwartek przeprowadzam się już do mojego przytulnego pokoiku na Ealing. Będę mieszkać w typowo angielskim szeregowców (bedą zdjęcia).

Bar mleczny na Tooting. 
Na Ealing i na Tooting mnóstwo Polaków. Wszędzie są sklepy z polską żywnością: Mleczko, Kujawiak, Maciek, Bartek. Klimat jak w Polsce: dzien dobry, do widzenia itd. Jest tu też sporo polskich barów mlecznych i restauracji;)



Jutro pierwszy dzień w nowej pracy. Nowy kraj, nowe zwyczaje. Kolega mi mówił, że tutaj pracownicy korporacji wychodzą sobie w czasie pracy na szybkie piwko. Piją przed budynkiem. W Gońcu raczej tak nie jest, więc kładę się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz